Mam wysuszone usta. Spragnione
jego namiętnych pocałunków. Stęsknione. Pełne rozpaczliwych prób zaspokojenia.
Wykrzywione w sztucznym uśmiechu. Układające się w imitację szczęśliwych chwil
i fałszywych pocałunków. Mam usta, które zapamiętały dotyk jego warg. Mam usta,
które kłamią. Mam usta, które wpasowały się w jedno uczucie. Mam usta, które
rozpaczliwie przywołują jego imię.
Jestem zamknięta w złotej klatce.
Zablokowana w czterech ścianach. Zmagająca się z wyrzutami sumienia. Odbijam
się od dźwięku swoich słów. Rozbijam się o własne kłamstwa. Uderzam z hukiem o
własne słabości. Resztką sił próbuję samą siebie przekonać, że moje życie tak
właśnie powinno wyglądać. Udaję sama przed sobą, że do szczęścia potrzebuję
tylko stabilizacji i siły Michałowych ramion.
Całe życie słyszałam, że miłość
to chłam. Zawsze wszyscy opowiadali mi o złamanych sercach, o rozstaniach. O
duszy, która rozpada się na tysiące kawałków po odejściu tego najbliższego.
Moje koleżanki wychodziły za mąż z miłości po to, by po jakimś czasie się
rozwieść. Kochały, a były oszukiwane, albo okazywało się, że życie po ślubie
przerasta nawet największą miłość. Nie chciałam być takie jak one. Próbowałam
zagłuszyć szybsze bicie serca, próbowałam wmawiać sobie, że to nie miłość, że
to tylko młodzieńcza fascynacja. I właśnie, dlatego poślubiłam Michała. Chcąc
uniknąć rozczarowań, darować sobie małżeńskie farsy i dramaty, zapędziłam się w
kozi róg. W poplątaną sieć własnych uczuć i przyzwyczajeń.
Nie będę szczęśliwa. Nie z
Michałem. Bez względu na to jak bardzo ja go będę lubić, bez względu na to, jak
on mocno mnie będzie kochał. Nie będę z nim szczęśliwa rodząc mu dzieci. Nie.
Nie będę, bo zawsze będę myśleć o Łukaszu. Gdybym urodziła Michałowi dziecko,
zawsze wyobrażałabym sobie je z czekoladowymi tęczówkami. Zawsze gotowałabym
makaron ze szpinakiem, myśląc, że Łukasz zjadłby go ze smakiem. Wybierając wino
na wieczór szukałabym odpowiedniej nazwy. Ulubionego wina Łukasza. Ile razy
spoglądałabym zamyślona znad książki wymawiając jego imię? Ile razy przeżywałabym
orgazm krzycząc w duchu, że to on powinien być na miejscu Michała?
I właśnie dlatego wylewając morze
łez wrzucam w pośpiechu ciuchy do walizki. Nie ucieknę. Jemu należą się
wyjaśnienia. To właśnie jemu muszę wszystko wytłumaczyć. Powiedzieć prawdę. Po
raz pierwszy, od kiedy jesteśmy małżeństwem, nic nie ukrywać. Opowiedzieć o
uczuciach. Powiedzieć o Łukaszu.
Obracam w palcach złoty krążek,
który od dawna ciąży na dłoni. Czuję jakby na fakturze metalu w postaci
grawerów wyryły się wspólne wspomnienia. Czuję pod opuszkami zapisane chwile
wypełnione naszymi wspólnymi planami, których już nigdy nie zrealizujemy. Czuję
rysy moich zdrad. Czuję skazy pełne
moich oszustw i matactw. Czuję na
obrączce swoje rozpalone miłością ciało. Rozpalone miłością do innego
mężczyzny.
Uchylają się drzwi. Odkładam
symbol ‘miłości i wierności’ na blat stołu. Uśmiecha się do mnie. Uśmiecha się
tak, jak każda kobieta może sobie tylko wymarzyć. Każda, tylko nie ja. Spogląda
na mnie zatroskanym wzrokiem. Nie dopytuje co się wydarzyło. Spogląda tylko w
moje zaczerwienione od łez oczy i delikatnie przytula. Tak, to zdecydowanie
wymarzony mężczyzna. Jego wzrok pada na blat stołu. Na skrawek metalu, który
miał oznaczać moją dożywotnią do niego przynależność. O nic nie pyta. Uśmiecha
się już teraz krzywo. Podnoszę obrączkę i wkładam w jego zaciśniętą w pięść
dłoń.
- Michałku… Ja już dłużej nie
potrafię udawać… Nie mogę cię oszukiwać. Nie kocham cię. Lepiej będzie dla nas
wszystkich jeśli odejdę.
- Ania, ale…
Uciszam go gestem. Nie może mi
tego jeszcze dodatkowo utrudniać, sprawiać, że serce zacznie żyć przywiązaniem
i powinnością. Nie może mi mówić, że dla niego liczy się to, że jestem przy
nim, a nie to w jaki sposób go kocham. Nie potrafię już dłużej prowadzić tej
podwójnej gry. Nie mogę pozwolić sobie, żeby kiedyś mnie znienawidził, choć
wiem, że zaraz tak się stanie, gdy mu o wszystkim opowiem.
- Michałku, nie byłam w porządku.
Spotkałam kogoś. A w zasadzie czuję się tak, jakby on był ze mną przez całe
życie. Bo był. Był w moim sercu. Oszukałam cię, zdradziłam. Chcę żebyś o tym
wiedział. To ja jestem winna temu wszystkiemu. Nie powinno tak się stać.
Michaś, ja odchodzę. Odchodzę do niego, bo tylko z nim będę naprawdę
szczęśliwa. I wiem, że ty też jeszcze spotkasz na swojej drodze kogoś, kto da
ci prawdziwe szczęście.
Wiedziałam, że nie będzie robił
awantur. Wiedziałam, że nie będzie krzyczał i błagał, żebym została.
Wiedziałam, że mocno mnie przytuli. I tak zrobił. Ucałował mnie jeszcze w czoło
i pomógł wyjść z mieszkania. Usłyszałam jeszcze za drzwiami mieszkania huk
rozbijanego szkła i kilka siarczystych przekleństw.
Biegłam. Biegłam całą drogę w
kierunku mieszkania, w którym czekało na mnie szczęście. Biegłam w końcu wolna
i pełna nadziei. Otworzył mi drzwi. Spojrzał tylko na walizkę i szeroko się
uśmiechnął.
- Witam w domu, kochanie.
Zaniósł mnie do sypialni. W końcu
pozwolił moim ustom odetchnąć z ulgą. Pozwolił mojemu ciału przypomnieć sobie
swój dotyk. Pozwolił mi krzyczeć swoje imię podczas orgazmu. Pozwolił mi
zatracić się w miłości. Pozwolił być szczerą. Pozwolił w końcu kochać i być
kochaną.
____________________________________________
Witam :)
Dziękuję za każdą literkę zapisaną w Waszych komentarzach :)
Pozdrowienia z Miasta Siatkarskich Mistrzów Polski :***