I stało się. Odśpiewali nam gromkie sto lat. Kilka
pocałunków. Sztuczny uśmiech. I mamy żyć
długo i szczęśliwie. Obudziłam się przy Michale. Nie pierwszy raz w życiu. I
nie ostatni. Ten poranek nie zaczął się w żaden sposób wyjątkowo. Prawdę
mówiąc, inaczej wyobrażałam sobie nasz miesiąc miodowy. Widocznie to małżeństwo
takie musi być. Inne. Nie takie jak być powinno.
Mój mąż… Uwierzcie, nawet nie wiecie jak dziwnie dla mnie to
brzmi. I gdyby nie złoty krążek, który tak ciąży mi na dłoni, nie mogłabym w to
uwierzyć. Mam męża. I on właśnie wyjechał w delegację. Więc jako młoda mężatka
pozostałam sama. Taka słomiana wdowa. Nie muszę się starać. Nie muszę gotować
obiadków, paradować nago po mieszkaniu z uśmiechem na twarzy, nie muszę udawać
szczęścia. Mogę być sobą. Mogę być taka, jaka byłam dwie doby temu. Mogę być
przez chwilę Anką Piotrowską. Bez członu Nowak. Po prostu Piotrowska. Jak
zawsze.
Moje napawanie się samotnością przerywa ciche pukanie do
drzwi. I staję ubrana w skromny szlafrok przed najpiękniejszymi oczami jakie
kiedykolwiek widziałam. Oczami w kolorze ciepłej czekolady. Dobrymi oczami. A
oczy są zwierciadłem duszy. Więc stałam przed człowiekiem o najlepszej duszy,
jaką kiedykolwiek udało mi się spotkać. Wiecie co poczułam? Szczęście.
Szczęście, które przepływało od czubka głowy po koniuszki palców. Szczęście,
które w podrywało serce, uwalniało motyle w brzuchu. Czułyście coś takiego kiedyś?
Ja tak czułam się po raz pierwszy w życiu.
- Ania, przyjechałem po ciebie.
I wpił się zachłannie w moje usta. Przyciągnął mnie mocno do
siebie i wsunął swą ogromną dłoń pomiędzy poły szlafroka. Przypomniałam sobie
to tak dobrze znane kiedyś ciepło, które niósł za sobą jego dotyk. Nie
potrafiłam być mu obojętna. Nie dziś. Przyciągnęłam go mocniej do siebie.
Pociągnęłam go za sobą w kierunku sypialni. Moje łóżko ugięło się pod wpływem
naszych ciał. Zaskrzypiało. Tak jakby i ono, wraz ze mną, odzwyczaiło się od
jego w nim obecności. Mocno przywarłam do jego ciała. Pochylał się nade mną.
Pozbyłam go koszulki i mogłam napawać się widokiem. Rozsunął mój szlafrok i
drażnił ustami moje piersi. Drażnił się ze mną otaczając kark swym oddechem.
Przygryzał płatek ucha, szeptał czułe słowa. Zapomniałam, że kobieta może
jeszcze coś takiego przeżyć. Każdy jego ruch był jakby przemyślany, ale
jednocześnie szalony. Delektowałam się smakiem jego ust. Poruszał się
delikatnie, jakby chciał podkreślić jakieś uczucie, ale jednocześnie stanowczo.
Nie bałam się krzyczeć z rozkoszy. Zostawiałam na jego ciele ślady mojej
rozkoszy. Drapałam, gryzłam, szczypałam. Nie potrafiłam kontrolować moich
odruchów. Wiedziałam, że żaden mężczyzna nie jest w stanie dać mi tak wiele jak
on. Nigdy w życiu nie było mi tak dobrze, o czym świadczył przeciągły krzyk,
gdy znalazłam się na szczycie.
Po wszystkim przytulił się mocno. Ucałował mnie w czoło.
Wyobrażacie sobie, że nigdy nie byłam tak szczęśliwa jak teraz? Nigdy. Miałam
go przy sobie. Mężczyznę, który stał się dla mnie całym światem. Splótł ze sobą
nasze dłonie. Spojrzałam na ten uścisk i… I zobaczyłam błysk złotego metalu,
mojej przynależności do męża. Dopiero teraz przypomniałam sobie o jego
istnieniu.
- Ania, wyjedź ze mną.
Ten głos pieścił. Zdawał się wibrować. Unosić w powietrzu.
Powiewał wokół skroni, odbierał myśli.
- Nie mogę, Łukaszku. Ja… Ja mam męża.
Dopiero wtedy spojrzał na moją dłoń utkwioną w jego uścisku. Na
obrączkę. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, co właśnie zrobiliśmy. W
czekoladowym spojrzeniu zauważyłam niedowierzanie z nutką złości. Wstał, ubrał
się i wyszedł. Nie mówiąc ani słowa.
Z moich oczu polał się potok łez. Nie dlatego, ze pewnie
piekło pochłonie mnie za zdradę męża. Płakałam, bo zawsze marzyłam, że wróci.
Wiedzcie, że każdego dnia marzyłam, że w końcu po mnie przyjedzie. Tyle, że nie
spodziewałam się, że będzie już za późno.
______________________________________
Witam :)
Dziękuję Wam bardzo za obecność i komentarze :)
Rozdział z dedykacją dla Panny A., której obiecałam jego publikację jeszcze w tym tyg. :)
Pozdrowienia z Miasta Siatkarskich Mistrzów Polski :***